Kilka dni temu premierę miała
kolejna książka autorstwa Marty Grzywacz – absolwentki prawa, dziennikarki,
prezenterki oraz lektorki - poświęcona historii Johanny Langefeld, głównej
nadzorczyni obozów w Ravenbrück
oraz Auschwitz. Opisanie losów kobiety to niesamowicie trudne zadanie, gdyż na temat funkcjonariuszki
wiadomo niewiele, ilość dokumentów na jej temat jest zbyt skąpa, by stworzyć rzetelną
opowieść. Pisze o tym także pani Grzywacz. Z tego powodu należy pogratulować autorce
zarówno odwagi, jak i docenić ciężką pracę której się podjęła badając losy
Johanny Langefeld. Dziennikarka nie bazowała wyłącznie na archiwaliach, wiele
informacji zaczerpnęła także z literatury i, co najważniejsze, z rozmów z osobami
znającymi Langefeld – m.in. byłymi więźniarkami oraz rodziną nadzorczyni.
Książka składa się z prologu, 20
rozdziałów, epilogu, podziękowań i bibliografii. Całość liczy 395 stron, jednak
ze względu na potoczysty język którym posługuje się autorka oraz ciekawą historię,
publikację czyta się zaskakująco szybko. Nie znalazłam w niej uchybień
redaktorskich, jednak nie wiem czy niektóre nazwiska zapisane zostały błędnie,
czy ich forma wynika z dokumentacji. Chodzi tu głównie o personalia obozowej
lekarki – Herty Oberheuser. Kilkukrotnie postać pojawia się w książce pod takim
właśnie nazwiskiem, jednak na ostatnich stronach (s. 378) możemy znaleźć zapis ,,Oberhaäuser”.
Pod względem merytorycznym książka
również jest poprawna, choć występują w niej informacje wymagające sprostowania.
Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy był opis poświęcony postaci Adolfa
Hitlera. Według autorki ,,Zdolny mówca właśnie założył w Monachium nową partię
robotników DAP” (s. 26). Po pierwsze, DAP to skrót od Deutsche Arbeiterpartei,
czyli Niemiecka Partia Robotników. Zaistniały tutaj pleonazm warto poddać
korekcie w ewentualnych dalszych wydaniach książki. Po drugie, Adolf Hitler nie
założył DAP. Partia utworzona została w 1919 r. z inicjatywy Antona Drexlera i Karla
Harrera. Dopiero w 1920 r. z inicjatywy Hitlera przemianowana została na
Narodowosocjalistyczną Partię Niemieckich Robotników – NSDAP.
Autorka przytacza także w toku
narracji przepisy o redukcji bezrobocia z maja 1933 r., na mocy których zwolnieniu
z pracy miały ulec urzędniczki (s. 32). W rzeczywistości ustawa ,,O sytuacji prawnej urzędników płci
żeńskiej”, określająca warunki zwolnienia z urzędowych stanowisk zamężnych
kobiet, weszła w życie w roku 1932, jeszcze przed przejęciem władzy przez narodowych
socjalistów. Faktem jest, że wiele kobiet po 30 stycznia 1933 r. utraciło
dotychczasowe miejsca pracy, jednak przytoczona przez panią Grzywacz ustawa nie
była oryginalnym pomysłem nazistów, o czym można było wspomnieć chociażby w
charakterze ciekawostki.
Dopracowania wymagałaby także informacja
na temat członkostwa Langefeld w NSDAP. Na stronie 51 czytelnik może przeczytać,
że kobieta złożyła podanie o przyjęcie do partii, które rozpatrzone miało zostać
w sposób pozytywny, jednak w przytoczonym protokole z przesłuchania byłej
nadzorczyni (s.320) pojawia się stwierdzenie jakoby Langefeld nie należała do
partii. Na jakiej postawie wysunięty został ten wniosek? Oskarżona sama to powiedziała
by polepszyć swoją sytuację po wojnie? Osobiście rozumiem, że ustalenie członkostwa
w NSDAP jest bardzo trudną sprawą ze względu zarówno na liczbę członków, jak i wybrakowane
dokumenty, ale warto byłoby zastanowić się nad tą kwestią.
W książce poświęconej Johannie
Langefeld mało jest jej samej. Nie jest to oczywiście winą autorki, która
wielokrotnie pisze o ,,białych plamach” w życiorysie nadzorczyni. Na tyle, na ile
było to możliwe, przytoczona została krótka historia rodziców i rodzeństwa
Langefeld, jej małżeństwa, nieślubnego dziecka oraz problemów ze znalezieniem
pracy, które zakończyły się w 1937 r. po objęciu stanowiska nadzorczyni w obozie
koncentracyjnym dla kobiet na zamku w Lichtenburg. Historia losów Johanny
Langefeld wpleciona została w opowieść o sytuacji społeczno-politycznej na krótko
przed i w trakcie trwania I wojny światowej. Autora, ze względu na wspomniane już
braki źródłowe, wielokrotnie snuje domysły na temat losów rodziny May
(panieńskie nazwisko nadzorczyni), m.in. na temat tego czy ojciec wyruszył na
front, czy Johanna podczas międzynarodowego konfliktu podjęła pracę by wesprzeć
materialnie rodzinę. Za snucie takich domysłów należą się autorce słowa
uznania, świadczą bowiem o dociekliwości i chęci przedstawienia historii w
szczegółowy i zrozumiał sposób.
Jednak najważniejszy i najbardziej interesujący
epizod życia Langefeld rozegrał się po opuszczeniu murów Lichtenburg i objęcia
stanowiska głównej nadzorczyni w nowopowstałym obozie koncentracyjnym dla kobiet
Ravensbrück. W przedstawionej narracji więcej jest
jednak historii obozu niż osoby Langefeld. Jej postać oczywiście pojawia się w kontekście
kierowania obozem, wymierzania kar, stosunku do więźniarek, głównie narodowości
polskiej czy też konfliktu z przełożonymi ukazuje postać pełnej wątpliwości
kobiety, która nie może pogodzić się z polityką prowadzoną przez jej rodaków.
Opisany przez autorkę epizod pracy na terenie Auschwitz-Birkenau również zdaje
się poświadczać jej negatywne nastawienie do nazistowskiej polityki i procesu
eksterminacji więźniów. Nie zmienia to jednak faktu, że wypełniała polecenia
,,z góry”, przyczyniając się niejednokrotnie do śmierci wielu więźniarek. Jej
praca w ,,fabryce śmierci” kończy się wyjazdem na kurację do Hohenlychen. Po
jej zakończeniu Langefeld powróciła na stanowisko głównej nadzorczyni w Ravensbrück,
z którego
w 1943 r. została usunięta. Oskarżono ją o przywłaszczenie mienia i osadzono w
więzieniu w Breslau (Wrocław). Najprawdopodobniej kobieta nie dopuściła się
kradzieży a powodem jej zwolnienia z pracy w obozie koncentracyjnym był
konflikt z przełożonymi.
Jako nazistowska funkcjonariuszka
Langefeld oskarżona została po zakończeniu wojny za zbrodnie wojenne. Przed
sądem miała stanąć jednak nie za pracę w Ravensbrück,
lecz
w Auschwitz. Ostatecznie do tego nie doszło, gdyż przed rozpoczęciem procesu była
nadzorczyni uciekła z więzienia przy Montelupich w Krakowie. W latach 60. Langefeld
odwiedziła byłą więźniarkę z Ravensbrück, która
pracowała dla nadzorczyni. To właśnie jej kobieta opowiedziała historię swojej
ucieczki i życia w ukryciu. Na podstawie badań i rozmów autorki ze świadkami i
badaczami można z pewnością stwierdzić, że to, co Langefeld powiedziała nie do
końca jest prawdą.
To, co podoba mi się w książce to
fakt, że pani Marta Grzywacz nie osądza bohaterki. Nie ocenia jej pracy w
obozie, nie sugeruje się wyłącznie pozytywnymi opiniami byłych więźniarek na
temat postaci Langefeld. Bardzo wartościowym dla publikacji jest przytoczenie
rozmowy z synową byłej nadzorczyni, która rzuca na jej postać zupełnie inne
światło. Nie wiadomo jednak czy niektóre zarzuty postawione przez żonę
ukochanego syna Lanefeld są słuszne a sama zainteresowana nie może się do nich
odnieść, ponieważ zmarła w styczniu 1974 r.
Książka, mimo drobnych niedociągnięć,
jest warta przeczytania. Osoby które nie są zaznajomione z tematyką Trzeciej
Rzeszy nie powinny czuć się zagubione, ponieważ tło wszystkich najważniejszych
wydarzeń zostało przedstawione w szczegółowy sposób. Momentami książka może
wydawać się jednak chaotyczna, przepełniona faktami na temat życia w obozie
koncentracyjnym. Można przez to na chwilę zapomnieć o głównej bohaterce, jednak
mimo to warto zapoznać się z pozycją autorstwa pani Marty Grzywacz.
Komentarze
Prześlij komentarz